ALTERNATOR

czwartki | godz. 22.00
Łódz - 88.8 MHz | reszta swiata - zak.lodz.pl


Neon Indian

17/09/2014 | WYWIADY

Neon Indian

 

z dnia 6 sierpnia 2011

Wywiad został przeprowadzony dla Porcysa.

 

Mówcie, co chcecie, ale dla mnie Alan Palomo jest uroczym nieogarem. Zupełnie tego nie słychać w jego muzyce, ale da się zauważyć w sposobie prowadzenia koncertu i w jego trochę nieśmiałych, a trochę gwiazdorskich gestach. Ten nieprawdopodobny urok osobisty przeniósł się też na naszą rozmowę: każda jego wypowiedź zaczynała się od zawieszającego się “well”, mądre rzeczy były poprzetykane dziwnymi żartami, a całość odbywała się w atmosferze skupienia na rozmówcy. Jasne, tego wszystkiego nie da się przenieść na tekst, ale jeśli coś z tego znajdziecie w poniższych wypowiedziach, to będzie bardzo spoko!

 

Swego czasu musiałeś być często pytany o chillwave… Nie zmęczył Cię już ten temat?

 

Zdecydowanie, ludzie często mnie o to pytali… Mam wrażenie, że w tej chwili nawet nie ma sensu rozkminiać, czy jestem za czy przeciw takim tematom. Był taki czas, kiedy całe to zjawisko i atmosfera wokół niego mnie męczyła, bo ani ja, ani nikt przypisywany do tego (jak sądzę) gatunku nie był do końca z nim związany. Teraz mam wrażenie, że jeśli ten termin pomaga komuś w odbiorze muzyki czy gwarantuje pewien stopień zainteresowania, to nie powinienem z tym walczyć. Tak po prostu jest. Nazwa każdego innego gatunku też może mieć swoją niepoważną genezę – pewnie żaden twórca shoegaze nigdy do końca nie był zadowolony z tego określenia. Ciekawi mnie, czy ludzie nadal będą zadawać mi te pytania po wydaniu drugiego albumu, bo muzyka na nim jedna idzie w trochę inną stronę.

 

Można Ciebie nazwać ojcem chillwave’u – jesteś jednym z pionierów gatunku, wydałeś jako pierwszy oficjalny album, a potem przeobraziłeś swój projekt w pełnoprawny zespół… Powiedz, jak po tych dwóch latach interpretujesz całe to zjawisko?

 

Więc po tych dwóch latach czillowania… (śmiech) Kurcze, nie wiem, to naprawdę szalenie miłe, że tak uważasz! Wiesz, lo-fi elektronika przewija się w odtwarzaczach ludzi od wczesnych lat 60 i mam wrażenie, że “chillwave” był jej logiczną ewolucją, bo teraz masz całe pokolenie dzieciaków, którzy uczą się obsługi Abletona Live albo jakiekolwiek innego programu do tworzenia elektroniki. W pewnym momencie, chyba zaraz po ogromnym kryzysie w muzyce tanecznej w okolicach 2007-2008 roku, widać było, że te dzieciaki naturalnie powróciły do korzeni, które w części były eksperymentalną muzyką indie. Wtedy powstała przestrzeń dla tej dziwnej mutacji dźwięków, którą można nazwać chillwavem.

 

Drugie płyty takich artystów jak Toro Y Moi czy Washed Out pokazują, że mieli oni od początku naprawdę szeroki wachlarz inspiracji. To nie było tylko grupowe siedzenie i wiesz, oglądanie Bill & Ted’s Excellent Adventure (Akademii Pana Kleksa, jeżeli przełożyć to na polskie realia – dop. RG) czy czegoś takiego (śmiech). W ogóle uważam, że ta cała kwestia pastiszu i wspominek lat 80 jest mocno ograna, bo dla mnie pamięć jest głównie psychodeliczna. Często bawię się tym kontekstem podczas tworzenia muzyki i w żadnym przypadku nie chcę tego używać jako kiczowatego odniesienia. Nie piszę muzyki przywołującej na myśl obrazki z jakiegoś spoko filmu z lat 80, który możesz obejrzeć z kumplami. To przede wszystkim ma być oderwane od wszystkiego przeżycie, przynajmniej ja mam takie odczucia.

 

A co ma wywoływać Twoja muzyka?

 

W pewnym dziwnym sensie to chyba nie ja powinienem o tym decydować. Tworzę muzykę w bardzo osobistym kontekście – wiesz, nie mógłbym nigdy napisać utworu o źdźble trawy albo o czymś specjalnie wymyślonym. To zawsze jest walenie prosto z mostu i tłumaczenie moich własnych przeżyć. W momencie kiedy wypuścisz dane utwory, one właściwie już przestają być twoje, stają się częścią krajobrazu. Ludzie słuchają tych kawałków na swój własny sposób i mają o nich do powiedzenia inne rzeczy. Tymczasem ja mogę jedynie wykonywać te utwory najlepiej jak tylko potrafię i starać się trzymać ten mój osobisty kontekst gdzieś w pobliżu, ale jednocześnie uzupełniać o to, co ktoś inny może zaproponować.

 

…i właśnie Twoje wykonanie przed chwilą na scenie było niesamowite! Jak wyglądał proces transformacji Neon Indian z jednoosobowego domowego projektu w pełnoprawny zespół, który jest w stanie odtworzyć Twoją muzykę?

 

Wiesz, kiedy nagrywałem płytę, nie miałem w ogóle zamiaru grać jej na żywo. Gdy nadarzyła się taka okazja, szybko musiałem znaleźć odpowiedzi na pytania: “Hej, jakbym chciał pójść na koncert Neon Indian to jakie zajebiste posrane rzeczy chciałbym zobaczyć na scenie?” i “Po co właściwie miałbym na niego przyjść?”. Szybko użyłem mojej sieci znajomych składającej się z ludzi muzycznie utalentowanych i potrafiących wnieść zupełnie nowe spojrzenie na utwory. Teraz moje koncerty są zupełnie inne niż te przy okazji pierwszej płyty i jeżeli chcesz odnosić się do chillwave’u, to w żaden sposób nie są czillujące! To jest ostre naparzanie z głośnika! Dla mnie ten proces to dodawanie obcego pierwiastka do moich utworów, bo Leanne, Jason i Daniel słuchają zupełnie innej muzyki. To właśni e chciałem osiągnąć!

 

Myślisz, że taki proces transformacji to test dla tych wszystkich projektów tworzonych w pojedynkę przed ekranem monitora?

Mówiąc bardzo otwarcie, to jest jedyny sposób, aby wciąż czerpać z tego jakąkolwiek podjarkę. “Deadbeat Summer” zaczął dla być dla mnie szumem po zagraniu go po raz tysięczny. Muszę w swojej głowie ciągle coś w tym utworze przestawiać, żeby brzmiał dla mnie interesująco czy świeżo i bym mógł poczuć, że coś naprawdę przekazuję ludziom, grając tę piosenkę. Zespół bardzo w tym pomaga, bo każdy chce coś od siebie dorzucić do aranżu. Musisz po prostu zaufać ich pomysłom.

 

…i z zespołem u boku “Polish Girl” i “Fallout” brzmią zupełnie inaczej niż utwory z czasów Psychic Chasm. Są jeszcze jakieś powody tych zmian?

Nagranie jeszcze raz lo-fi płyty byłoby dla mnie zupełnie nieszczere, bo teraz jestem w zupełnie innym miejscu. Udawanie, że wcale nie umiem posiedzieć w studio i nagrać utworu jest nie tylko fałszywe, ale właściwie też śmieszne. Moje aspiracje w produkcji i tworzeniu muzyki zdecydowanie wybiegają daleko poza nagrywanie na czterościeżkowcu. Oczekiwanie od kogoś, że będzie na kolejnych albumach nagrywał to samo mnie po prostu nie interesuje. Chciałem zrobić coś, co byłoby dla mnie wyzwaniem i angażowało mnie emocjonalnie, ale nie powtórką tego samego. Wiesz, na pewno nie odpychałem jakiegoś impulsu “musisz nagrywać chillwave”. Właściwie to ja nawet nie wiedziałem, co to znaczy, kiedy nagrywałem swoje pierwsze utwory, tylko po prostu tworzyłem to, co wydawało się mi się naturalne w tym czasie.

 

Czego właściwie możemy oczekiwać od Era Extraña?

 

Na początku na pewno chciałem stworzyć coś, co brzmi jak ośmiobitowy shoegaze…

 

Jej, super!

 

(śmiech) …no i właściwie “Fallout” albo “Polish Girl” trochę takie są, ale właściwie osiągnąłem ten efekt bez żadnego konkretnego planu. Utwory z Ery Extraña wyewoluowały w parę innych rzeczy. Nawet przy Psychic Chasms zacząłem tylko z jednym pomysłem, który potem rozwinął się w zupełne rzeczy – “Mind, Drips” brzmi inaczej niż “Deadbeat Summer”, a “Terminally Chill” różni się od “Ephemeral Artery”. Podczas tworzenia pozwalam, aby narracja sama mnie prowadziła do tych różnic. Pomimo to nadal są to muzyczne ilustracje mojego stanu, bo tylko takie rzeczy potrafię robić.

 

Jest wiele post-punkowych płyt, do których wróciłem w przeciągu ostatniego roku. Trochę przez to rozkminiałem pytania: “Co jest lo-fi, ale jest też dynamiczne?” albo “Jakie częstotliwości współgrają ze sobą w świadomy sposób?” i do głowy wpadało mi Sonic Youth, Jesus & Mary Chain czy My Bloody Valentine. Chciałem zinterpretować te brzmienia elektronicznie, wziąć te kompozycje i stworzyć je z ośmiobitowymi syntezatorami jak na konsoli Sega Genesis i trzymać się tej formy przy pisaniu utworów.

 

Przyjechałeś do Polski, więc pewnie spodziewasz się tego pytania w każdym wywiadzie tutaj, ale muszę o to zapytać: o kim jest “Polish Girl”?

 

(śmiech) Wiedziałem, że w końcu ktoś zada to pytanie! To jedna z tych historii, które lepiej zostawić niedopowiedziane. Jeśli mogę mieć jedną mocno osobistą piosenkę do wykonywania przed ludźmi, to chyba jest to ta piosenka. W żadnym wypadku nie powiem, jak ma na imię, gdzie ją spotkałem albo jakie były tematy rozmowy. Czy to jest prawdziwa historia? Jasne, ale tylko tyle mogę powiedzieć.

 

Jeszcze jedno pytanie: co właściwie dzieje się z projektem Vega?

 

Neon Indian był dla mnie na początku wprawką, zabawnym ćwiczeniem i nie podchodziłem do niego zbyt poważnie. Utrzymywanie takiego podejścia przy drugiej płycie było naprawdę interesujące, ale zapotrzebowania na koncerty zespołu jest teraz tak duże, że nagrywanie albumu Vegi stało się bardzo powolnym procesem. Mam nadzieję, że skończę go do końca tego roku… Produkuję go z Chromeo, więc na pewno będzie na nim pełno synthów.

 

Mam w głowie długą listę albumów-marzeń, które chciałbym kiedyś nagrać. Czuję, że przy Era Extraña wreszcie udało mi się zrobić coś w stylu płyty-shoegaze. Pomysł na album Vegi rozwinął mi się w pomieszanie podejścia Edwyna Collinsa i Orange Juice z vibem DFA. Chciałem pokombinować z dużą ilością sekwencerów analogowych, ale zainteresowałem się też jangle brzmieniami gitar. Chciałbym zobaczyć, co się stanie, jak się połączy te dwie rzeczy.

 

Dzięki za rozmowę.

Ryszard

Tagi: chillwave neon indian pop spisane vega z angielskiego