ALTERNATOR

czwartki | godz. 22.00
Łódz - 88.8 MHz | reszta swiata - zak.lodz.pl


Samotni rozbitkowie na wyspie: Jerusalem In My Heart (podcast, wywiad)

07/01/2015 | WYWIADY

Jerusalem In My Heart
 
z dnia 2 sierpnia 2014 r.
Wywiad został przeprowadzony przez Adama Kaczorowskiego na Off Festivalu 2014.
 
Przecięcie sztuk wizualnych i muzyki jest jednym z najbardziej ciekawiących mnie miejsc w sztuce dla nas. Dlatego nie mogliśmy przegapić wizyty Jerusalem In My Heart w Polsce. Ten duet to kompletny przykład tego, jak te dwa światy mogą na siebie wpływać. Gdy do tego doda się nieznany nam świat muzyki Bliskiego Wschodu, to bez względu na wszystko trzeba w jakiś sposób porozmawiać z nimi. Nawet, jeżeli to trzeba zrobić przez wysłannika z festiwalową akredytacją. Dzięki Adam za pomoc!
 

Podcast:

Lektorami w wywiadzie są Adam Kaczorowski i Mikołaj Grabski-Pawłowski.
 
Jaka jest różnica pomiędzy Waszymi ostatnimi działaniami a początkami Jerusalem in My Heart?
 
Charles-André dołączył do projektu 8 miesięcy temu, więc Jerusalem in My Heart jest teraz inne. Za wizualizacjami stoi nowa osoba i wszystko naturalnie ewoluuje. Projekt się zmienił, ale wciąż obraca się wokół tego samego nastroju.
 
Wszystkie wizualizacje, jakie widać na naszych koncertach, są oparte o analogowe filmy. Wciąż trzymamy się tej samej estetyki, ale w tej chwili jest to inna kombinacja obrazów i kompozycji. Muzyka też się cały czas zmienia i ewoluuje.
 
Czemu nie ma żadnych zapisów pierwszych koncertów Jerusalem In My Heart?
 
Dziesięć lat temu przede wszystkim chcieliśmy, by nasz projekt był oparty na występach na żywo, jako coś, co ludzie muszą zobaczyć i przeżyć. Złapanie tego na nagraniu byłoby odejściem od tej idei, zwłaszcza że nasze wizualizacje są równie ważne co muzyka i ciężko je przenieść na format płyty.
 
Musieliśmy mocno dostosować nasz projekt, by półtora roku temu wydać nasz materiał jako album z wizualizacjami bez bawienia się w dodawanie DVD. Nie chcieliśmy iść tą drogą.
 
Jakbyście opisali artystów, którzy są dla Was najważniejsi?
 
Na pewno Stan Brakhage. Bardzo lubię jego prace, ale to nie jest muzyka…
 
Nasz projekt ma jakby dwie linie: muzykę i wizualizacje. Nad obiema bardzo dużo pracujemy. Często wychodzi tak, że nawet więcej czasu poświęcamy wizualnej części, pomimo obracania się w kontekście muzyki… Nadal gramy przecież na festiwalach muzycznych a nie filmowych.
 
Któryś z tych artystów jest związany z kulturą arabską?
 
Zdecydowanie więcej słucham muzyki arabskiej i wschodniej niż zachodniej. Właściwie to prawie w ogóle nie zwracam uwagi na inne rzeczy. Tak po prostu wyglądają moje gusta.
 
To, co robi Jerusalem In My Heart, jest unikatowe dzięki mieszaniu tradycyjnych elementów arabskiej muzyki ze współczesną techniką samplowania i innych elementów elektroniki. Podobnie jest z filmami. Charles-André korzysta z bardzo starych metod w bardzo aktualnym kontekście.
 
Nie kojarzę, by jakikolwiek inny projekt robił coś podobnego. Czujemy się przez to jak samotni rozbitkowie na wyspie bez nikogo wokół. Czasem to jest trochę przerażające.
 
Czemu zdecydowaliście się występować jako duet?
 
W Montrealu mamy pod ręką dużą grupę osób osób, które nam pomagają. Często z tego korzystamy, bo mamy do nich dostęp, są naszymi przyjaciółmi i chcą uczestniczyć w tym tylko dla zabawy. Ruszając w trasę, nie jesteśmy w stanie ich wszystkich zabrać ze sobą i wszystko komplikuje się. Musieliśmy wymyślić sposób, jak występować jako duet. Czasem jest nas trzech, ale najczęściej na scenie pojawiamy się we dwójkę, by wszystko było po prostu realne do zrobienia. W innym przypadkach jest to finansowo niemożliwe i nie jesteśmy w stanie wtedy występować w pełni.
 
Duety na scenie są dla mnie szczególnie trudne, bo muszę grać sam na wszystkich instrumentach, ale na szczęście przez ostatnie parę lat nasz występ stał się bardzo elektroniczny z paroma akustycznymi elementami, którymi się zajmuję. Łatwiej teraz zająć się nimi samemu. Dwa lata temu, kiedy zaczęliśmy w ten sposób występować, koncerty były dla mnie bardzo trudne. Teraz jest prościej.
 
Półtora miesiąca temu w Montrealu mieliśmy paru gościnnych muzyków na scenie. Wszystko było super, ale dla mnie bylo bardzo trudno wrocic do tego trybu pracy, bo przyzwyczaiłem się już do samotności podczas koncertów.
 
Ta samotność wpłynęła na Twój proces twórczy? Nie musisz teraz konsultować niczego z kimkolwiek!
 
Tak, teraz jest zupełnie inaczej, ponieważ Charles-André to filmowiec a nie muzyk. Jego wpływ na nasze występy jest dla mnie bardzo cenny i inny, ponieważ on “widzi” muzykę, a nie ją “słyszy”. On przemienia dźwięk w obraz i potem zastanawiamy się, w jakim kierunku ma to pójść. To jest fantastyczne i zdecydowanie bardziej mi odpowiada niż praca z muzykami. Mam dzięki temu nową, świeżą perspektywę. Zmienia to też patrzenie na samą muzykę.
 
Czy wyczuwasz różnice kulturowe podczas występów w Europie?
 
Różnice pomiędzy Ameryką Północną czy Bliskim Wschodem?
 
Chodzi o Bliski Wschód.
 
Charles-André jeszcze nie występował ze mną na Bliskim Wschodzie, ale niedługo tam wyruszamy. Występowanie tam jest inne, a w Europie… Przede wszystkim nie chcę generalizować i mówić “w Europie”, bo jest dużo różnic: są różne kraje, kultury, języki.. Ludzie tutaj odbierają naszą sztukę w zupełnie inny sposób. W Ameryce Północnej jest mniej różnorodnie. W Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie spotykamy się wciąż z podobnym do siebie przyjęciem.
 
Jakich innych artystów inspirujących się kulturą arabską mógłbyś polecić?
 
W Paryżu tworzy taka artystka, nazywa się Yasmine Hamdan. Jest naprawdę niesamowita i ma świetny materiał. Bardzo lubię jeszcze zespół z Libanu o nazwie Mashrou’ Leila, który teraz daje dużo koncertów w Europie i jest pod mocnym wpływem arabskiej muzyki. W Montrealu mam dobrego przyjaciela, nazywa się Sam Shalabi. W jego kompozycjach słychać duży wpływ kultury i muzyki arabskiej.To, co on tworzy, brzmi jak zachodni eksperyment, ale ma swoje korzenie w arabskiej muzyce.
 
Miałeś możliwość występować z którymś z nich?
 
Z Samem występowałem bardzo często. Z Yasmine niestety nie, ale dużo o tym rozmawialiśmy, a jeżeli chodzi o Mashrou’ Leila, to wyprodukowałem ich ostatni album. Wystąpiłem więc z nimi jako producent, a nie jako muzyk.
 
Co sądzisz o twórczości Muslimgauze?
 
Bardzo mocno szanuję Muslimgauze, niech spoczywa w spokoju… Nie jest to jednak muzyka, którą lubię osobiście, ale przez ostatnie 20 lat obserwowałem jego działalność, bo uwielbiam wizualną stronę jego twórczości. Jego okładki są przepiękne, ale same kompozycje do mnie nie przemawiają.
 
Często spotykam się z opinią, że sztuki wizualne mogą być w łatwy sposób przetłumaczone na język muzyki. Jak to się dzieje? To jest łatwe czy trudne?
 
Relacja pomiędzy tymi sztukami przypomina bardziej dialog. To jest rozmowa, interakcja, wymiana…
 
Może obie formy funkcjonują obopólnie?
 
To zawsze jest takie wzajemne współistnienie. Nie “może”, to “musi” być wzajemne. Problemem dużej ilości współczesnych artystów i ich występów jest zbyt duża ilość wizualizacji, która w żaden sposób nie koresponduje z muzyką. To najczęściej są jakieś losowe psychodeliczne obrazki lub wygaszacze ekranu, przed którymi muzycy sobie grają. Takie nienawiązujące tło jest okropnie i niesamowicie nudne, dlatego jesteśmy bardzo uważni, jeżeli chodzi o wizualizacje koncertów i ich konstrukcje.
 
Kiedy gramy na żywo, Charles i ja wpływamy na siebie nawzajem. Musimy przed występem obgadać wszystko i zaplanować, kiedy co robimy. Ja muszę reagować na jego ruchy, a on na moje. To dla niego bardzo trudne, bo on ma do obsługi więcej niż jeden projektor. W tej chwili używa takich trzech, a potrafi dojść nawet do sześciu. Charles non-stop skacze od projektora do projektora podczas naszych koncertów. Właściwie to można po prostu oglądać, co robi i olać mnie. To jest prawdziwe show!
 
Czy jest jakieś miejsce na improwizację w tego typie muzyki?
 
My głównie improwizujemy. Działamy tak jak muzycy free improv: razem ustalamy zasady wcześniej i po prostu gramy według nich. Musimy to robić! Niemożliwa byłaby sytuacja odwrotna, kiedy mielibyśmy działać w kompletnej synchronizacji. Nie mamy innego wyboru, bo to wszystko jest analogowym materiałem. Nasze występy są reakcją samą w sobie. To, co widać na ekranie, to połączenie paru różnych obrazów. Kiedy zaczynasz je zapętlać nigdy do końca nie wiesz, kiedy one się skończą… Praca Charlesa jest ciągle zmieniającym się dziełem sztuki, które ma inną formę co występ i wygląda zupełnie inaczej przez całą trasę. Nigdy nie zobaczysz dwa razy tego samego występu Jerusalem in My Heart.
 
Chcecie wydać DVD z Waszych występów?
 
Ja osobiście tego nie chcę. Nie wiem, co myśli o tym Charles-André…
 
Uwielbiamy analogowe podejście do sprawy i filmy na 16 mm. DVD by zabrało z tego trochę magii. To taki pojedynek piksel kontra taśma… Jesteśmy po prostu projektem, który może tylko występować.
 
DVD dla mnie jest bardzo dwuwymiarowe. Podczas seansu ma się przed sobą tylko płaski ekran. Nasz występ dzisiaj jest trochę inny, ale zwykle przywozimy parę ekranów. Przez to nasze wizualizacje nie są oparte na jednej płaskiej projekcji, a przypominają instalację. Tniemy przestrzeń, tniemy obrazy… Przeniesienie tego na DVD jest niemożliwe. Wolimy zamiast pójść na kompromis powiedzieć ludziom “hej, chodźcie na nasz koncert i zobaczcie, o co chodzi”. Dzisiaj niestety nie mamy ze sobą tej instalacji na wiele ekranów, ponieważ ponieważ jesteśmy na festiwalu i bardzo ciężko byłoby tutaj coś takiego zrobić.
 
Dzięki za rozmowę!
 
Dzięki.

Ryszard

Tagi: arabic folk music avant-folk Jerusalem In My Heart Mashrou' Leila Muslimgauze Sam Shalabi spisane z angielskiego Yasmine Hamdan